Jest takie słowo, którym tłumacze nierzadko się posługują, mimo że wielokrotnie są przed tym przestrzegani. Nieraz figuruje w publikacjach popularnonaukowych, które pod tym względem winny świecić przykładem.
Kiedy czytałem Kosmiczne zachwyty Neila deGrasse'a Tysona*, natknąłem się na coraz bardziej wszędobylskie słowo „technologia”. Dość łatwo ciśnie się ono pod pióro wobec naporu napływających zewsząd komunikatów o najnowszych technologiach, technologii malowania paznokci czy obierania kartofli.
Nie inaczej jest w tej publikacji. Zachwytom nad pięknem i złożonością wszechświata przeszkadzają powtykane tu i ówdzie bezprawne „technologie”. Żeby nie być gołosłownym:
Od mniej więcej dwóch stuleci odkrycia kosmiczne zawdzięczamy połączeniu zaawansowanych technologii i ludzkiej inteligencji (s. 79).
To, z czego jest nasz kij i jaki ma kolor, zupełnie nie ma znaczenia. Ważne, by był prosty. Wystarczy wbić go w ziemię w miejscu, z którego możemy obserwować horyzont. Ponieważ stosujemy niezaawansowane technologie, kij można wbić w ziemię kamieniem (s. 79–80).
Nie mamy przecież jednak żadnych nowoczesnych technologii [jako jaskiniowcy — przyp. P.J.K.], więc nic nie rozprasza naszej uwagi (s. 80).
Lowell cierpiał na nadciśnienie (...) i jeśli połączymy tę przypadłość z wiarą we własne przekonania, to fakt, iż zaliczył on Wenus i Marsa do planet tętniących inteligentnym i technologicznie zaawansowanym życiem, raczej nie jest zaskoczeniem (s. 110).
Podobnie jest w książce innego astrofizyka, Carla Sagana, w którego słynnym Kosmosie** znajdujemy takie oto zdanie:
Nasza inteligencja i nasza technologia dała nam moc wpływania na klimat (s. 110).
Przyznaję, że sam nie w każdym jednym kontekście potrafię rozstrzygnąć, czy należy użyć słowa „technika” czy może „technologia”, ale prawdą też jest, że jeśli nie jesteśmy tłumaczami tekstów specjalistycznych, to w 98% przypadków będziemy mieć do czynienia z „techniką”. W przytoczonych wyżej wyimkach każdy z nich „technologią” skażono. Nietrudno je pod kątem redaktorskim poprawić w przyszłym wydaniu, tylko nie ma pewności, czy ktoś się w oficynach wydawniczych przejmuje takimi „drobnostkami”.
Gdyby kto pragnął zapoznać się z poprawnym użyciem wyrazów „technika” i „technologia”, odsyłam do pouczających artykułów prof. Łuckiego, polonistów Rokickiego i Malinowskiego czy Wojtka Żuchowskiego. W razie niedosytu polecam również u tego ostatniego lekturę innego tekstu, w którym można podpatrzeć, jak swobodnie posługiwać się słowem „technika” w praktyce.
Angielskie technology ma różne znaczenia: oprócz „techniki” i, w pewnych kontekstach, „technologii” to także „język techniczny (ew. naukowy)”, „słownictwo (nomenklatura, terminologia, nazewnictwo) techniczne”. Polskie tradycyjne „technologia” to zwykle production technology. Elements of technology (tytuł książki) przełożymy prawidłowo jako Elementy wiedzy technicznej, a new technologies oddamy jako „nowe zdobycze (osiągnięcia) techniki”, „nowości techniczne” czy „nowinki techniczne”. „Wszechobecne technologie” to poprawnie po polsku „wszechobecna technika” czy „wszechobecne gadżety”, a high technology — „najnowsze osiągnięcia (zdobycze) techniki” albo ”najnowsze gadżety”. Et cetera.
Co z naszym tytułem?
Warto zwrócić uwagę, że angielskiemu technically (speaking), jak zwraca uwagę w swej książce Arkadiusz Belczyk***, odpowiadają takie polskie sformułowania, jak: „formalnie (rzecz) biorąc”, „ściśle (rzecz) biorąc” czy „z formalnego punktu widzenia” (s. 168). Mimo
to „technicznie rzecz biorąc” masowo stosuje się w polszczyźnie
zamiast tych trzech odpowiedników (czasami nawet nabiera ono znaczenia zbliżonego do „w
rzeczywistości”); niektórzy nawet mówią „ja w kwestii technicznej” zamiast „ja w kwestii formalnej”. Technically w takim znaczeniu nie ma z techniką nic wspólnego: co innego, gdy pełni funkcję przysłówka choćby w zdaniu In those days recording sound was not technically possible. Technologically zaś oddamy np. jako „pod względem technicznym” albo „od strony technicznej”. „Technicznie rzecz biorąc” nie ma związku z techniką, a w każdym razie niełatwo znaleźć kontekst, gdzie by miało. Jest to wyrażenie, dla którego nie ma miejsca w popularnonaukowej polszczyźnie; co innego w umyślnie niechlujnej albo naśladującej żywą mowę polszczyźnie literackiej — być może z takim właśnie użyciem mamy do czynienia np. u Jacka Dehnela czy Jakuba Ćwieka (choć niekiedy trudno odróżnić celowy zabieg autorski od niezamierzonego):
— Nie unosić? A co pan by zrobił na moim miejscu? Mamy umowę czy nie mamy?— Technicznie rzecz biorąc, nie mamy. Niczegośmy nie podpisywali. (Dehnel)
Technicznie rzecz biorąc, tabliczka przed wejściem do hotelu Concorde: „Lokal wentylowany”, nie kłamała. Dawała jednak przyjezdnym złudną nadzieję, że wstępując do środka, można się schronić przed palącym egipskim słońcem. Co było kompletną bzdurą. (Ćwiek)
Tak się mówi
Na jednym z forów korektorka radzi, by „technologię” zostawić nawet w niepoprawnym kontekście, bo „tak się mówi”. Trudno zgodzić się z takim postawieniem sprawy. Mówi się przecież nawet „poszłem” czy „wogle”, ale to żaden miernik poprawności. Można by się zgodzić z tą panią pod warunkiem, że mielibyśmy do czynienia z tekstem, w którym trzeba by oddać dyletancki lub celowo nonszalancki język bohatera. Ale nie w tekstach innych. Tym mniej w publikacjach popularnonaukowych.
© Paweł Jarosław Kamiński 2021
* Neil deGrasse Tyson, Kosmiczne zachwyty, Insignis, Kraków 2018.
** Carl Sagan, Kosmos, Zysk i S-ka, Poznań 2016.
*** Arkadiusz Belczyk, Poradnik tłumacza, wyd. II, Idea, Kraków 2009.
*** Arkadiusz Belczyk, Poradnik tłumacza, wyd. II, Idea, Kraków 2009.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz