poniedziałek, 18 grudnia 2023

Nowe przekłady #1

Dziś odsłona pierwsza nowej rubryki na blogu. Prezentować w niej będę notki o mniej lub bardziej świeżych przekładach na rynku lub nowych przekładach klasyki. Nie będą to recenzje, lecz raczej sygnały o ciekawych pozycjach na rynku. Choć tu i ówdzie znajdą się ostrożne oceny, opinie, wypisy. Siłą rzeczy będą to notki o przekładach nielicznych, konkretnie tych, które przyciągnęły moją uwagę. A czasem zaledwie lakoniczne informacje o interesujących nowościach. Lub względnie nowych nowościach.


*****

Na dniach pojawił się nowy Nostromo, tym razem pióra Macieja Świerkockiego (Officyna, Łódź 2023). Ogarnięcie bogatej nomenklatury marynistycznej (można odnieść wrażenie, że u Conrada morze pełni funkcję nie tyle sztafażu, co wręcz bohatera) to dla mnie czarna magia, mimo to lubię kiedy niekiedy poczytać o „statkach stojących w sztilu”. (Nie żebym nigdy nie miał do czynienia w robocie translatorskiej bądź redakcyjnej z tą sferą wiedzy, rozpracowywało się to i owo na przestrzeni lat). Od razu chce się kopać, żeby dowiedzieć się, co to ten sztil i że jest on synonimiczny z równie baśniową flautą. A pamiętajmy, że mianownictwo z tej dziedziny obejmuje też polecenia wydawane załodze jednostek pływających, z czym mamy nieraz do czynienia w tego typu literaturze. Toteż znakomici tłumacze zasięgają porad wilków morskich, bo idzie się w tym pogubić. Żeby poruszać się w tej dziedzinie jak profesjonał, prawie nie da się nie pływać po morzach. Inaczej wpadki są nieuniknione... exemplum ostatni Lord Jim, gdzie natkniemy się na „okręt flagowy francuskiego szwadronu na Pacyfiku”.


Wreszcie, po prawie pięciuset latach, pojawia się nabierająca coraz bardziej realnych kształtów nadzieja na pełny, fachowy przekład opus vitae Jana Kalwina: Institutio christianae religionis. Były dotąd rozproszone fragmentaryczne próby w polszczyźnie, a przedostatnia, spora, zatytułowana Istota religii chrześcijańskiej — pierwszy człon tytułu oddawano gdzie indziej również jako „instytucja”, „nauka”, „zasady” — chyba średnio się udała, skoro sankcjonowała nawiasy kwadratowe (jak w kiepskich partiach chociażby Biblii Tysiąclecia), mające zapewne zatachlować niedostatki tłumaczeniowe, mydląc oczy czytelnikom nie obeznanym z prawidłami sztuki przekładu; ot, taki patent na miejsca niedotłumaczone. Na szczęście teraz wygląda na to, że dzieło trafiło do rąk zawodowca (Michał Mroziński), i w ubiegłym roku wypuszczono pierwszy z trzech tomów Podstaw religii chrześcijańskiej (MW, Kraków 2022), obejmujący pierwsze dwie z czterech ksiąg (tomy II i III zawierać będą odpowiednio księgi III i IV; drugi tom ma ujrzeć światło dzienne w pierwszym kwartale 2024).

Nie podejmę się oceny przekładu z francuszczyzny (podstawą dla tłumacza było właśnie francuskie wydanie), pragnę jedynie zauważyć, że tekst czyta się bardzo dobrze, a że był redagowany pod kątem teologicznym, ufam, iż wiernie oddaje myśl „genewskiego papieża” (jak zwali reformatora złośliwcy). Tłumaczenie nie jest archaizowane, co zaliczam in plus, gdyż czyni wywód przejrzystym i aktualnym; sporadycznie pojawiają się książkowe lub nieco staroświeckie „przeto”, „jeno”, „albowiem, „niźli” czy „znieprawić”, ale nie psują bynajmniej tekstu, przeciwnie, przydają smaku i elegancji już i tak bardzo ładnej polszczyźnie Mrozińskiego. Oko cieszy pyszna szata graficzna. Typograf wykonał znakomitą robotę, chciałoby się rzec: jak to u kalwinów — skromnie, a jednocześnie elegancko i estetycznie. Do tego solidna twarda (szyta) oprawa i tasiemka pełniąca funkcję zakładki. Efekt psuje tylko, aczkolwiek nieznacznie, przestankowanie: na każdej stronie występuje brak lub nadwyżka średnio jednego czy dwóch przecinków.

Systematyczny wywód Kalwina prowadzony jest nieraz w tonie polemicznym, przydającym pikanterii, a także sprzyjającym zastosowaniu barwniejszego i jędrnego języka (aczkolwiek dalekiego od Lutrowej dosadności). Nie jest to więc sucha produkcja teologiczna, z jakimi na ogół mamy dzisiaj do czynienia, lecz napisany ze swadą podręcznik teologii reformowanej i przy okazji XVI-wieczny młot na papistów. Cymes.



A skoro o młocie mowa... Mniej cieszy pod kątem tłumaczenia pierwszy pełny (Wydawnictwo Graf-ika Iwona Knechta, Warszawa 2012 — tom 1 i 2022 — tomy 2 i 3) przekład Malleus maleficarum, który ukazał się pod prawie tradycyjnym tytułem Młot na Czarownice. Prawie, bo nie wiedzieć czemu słowo „czarownice” oddano na okładce wielką literą. Czyżby na modłę Anglosasów? (Notabene na przekład Młota... przyszło Polakom czekać jeszcze dłużej niż w przypadku Institutio... Kalwina). Co ważne, przekładu dokonano z oryginału, czyli z łaciny.

Okładki trzech tomów wprawdzie prezentują się pysznie (Sabat czarownic vel Wielki kozioł, Lot czarowników i Urok Goi — dokładnie w tej kolejności), ale treść pozostawia co nieco do życzenia; dodatkowo tekst szpecą nieszczęsne nawiasy kwadratowe i kobylasta czcionka. Trudno i darmo. Warto by rzecz zredagować pod kątem językowym i zmienić projekt graficzny na elegancki (można się ogólnie wzorować chociażby na polskiej wersji rzeczonego dzieła Kalwina). A nuż ktoś się kiedy takiego przejrzenia podejmie, bo przekładacz (Jakub Zielonka) jest historykiem, więc przypisy i sama treść wydają się rzetelne. Kuleje trochę forma. Nie przemawia do mnie również układ graficzny: ramka wokół tekstu, krój i rozmiar czcionki. Wersja introligatorska z kolei (twarda oprawa, jeden tom, bardzo duży format) złożona jest jeszcze gorzej, bo szwabachą, choć być może dla kolekcjonerów to właśnie coś wyjątkowego, dającego jeszcze większy posmak XV-wiecznego oryginału; w każdym razie mnie się czyta toto fatalnie; ale co kto lubi. Edycja trzytomowa jest bardziej przyjazna dla czytelnika.

Jeden tylko przykład nie do końca przekonującego tłumaczenia (interpunkcja i nawiasy kwadratowe za polskim wydaniem):
Oto są trzy zbłąkania kacerskie, które zwalczać należy. Gdy się je odrzuci, prawda na jaw wyjdzie. Niektórzy bowiem wedle nauki św. To[masza] w iiij. di. xxiiij. tam gdzie traktuje ona o przeszkodach bezbożnych usiłują stwierdzić, iż czarostwa nie ma na świecie, jak tylko w ludzkim mniemaniu, które naturalne zjawiska, których przyczyny ukryte są, czarownikom przypisuje. Drudzy zgadzają się, że są czarownicy, lecz twierdzą, iż jedynie w urojony i zwodniczy sposób wraz z wynikami czarostwa wspólnie działają. Trzeci [są], którzy mówią, że skutki czarostwa są wszystek zwodnicze i urojone, acz możliwe jest, że demon z czarownicą jak najrzeczywiściej wspólnie działa.

Dla porównania przejrzystsze tłumaczenie Mackaya (do którego zresztą Zielonka nie ukrywa, że również zaglądał):

Here three heretical errors must be attacked, and once they have been refuted, the truth will be clear. According to the teaching of St. Thomas in Commentary on Pronouncements, Bk. 4, Dist. [Sent. 4.34.1.3.Co 7D .], where he treats the impediment caused by sorcery, certain people have tried to claim that there is no sorcery in the world except in the opinion of humans, who ascribe to sorcerers natural effects whose causes are unknown. There are others who grant the existence of sorcerers but claim that it is only in their imagination and fantasy that they co-operate in bringing about effects of sorcery. The third are those who say that the effects of sorcery are purely fantastical and imaginary, though a demon does in fact co-operate with the sorceress.

Tak czy owak ważne dzieło w kulturze. Nie lada gratka. 





Do siego roku!


© Paweł Jarosław Kamiński 2023


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz