sobota, 5 października 2019

Przeklęta historia, czyli nie będę niczego sprawdzać!

Ciężka jest dola tłumacza... Każą mu być encyklopedystą, a najlepiej omnibusem, a on ma dzieci do wykarmienia, przeto brakuje mu czasu, żeby sprawdzać, jak się rzeczy mają. Efekt końcowy? Robota na pół gwizdka.

Czytam sobie w pewnej książce fragment o perskim władcy Kserksesie I Wielkim (biblijnym Achaszweroszu, który pojawia się w
Księdze Estery tym samym, który pobił Leonidasa pod Termopilami) i natrafiam na taki kwiatek:
Znany jest z kilku wyczynów (...) zbudował most nad Hellespontem, który został zniszczony przez sztorm zaraz po wybudowaniu. Kserkses był tak zły z tego powodu, że zesłał trzysta plag na morze i wrzucił do Hellespont parę kajdan, aby w ten sposób wyrazić swój gniew; rozkazał również ściąć wszystkich budowniczych mostu. Wśród osób, które sfinansowały budowę, był człowiek o imieniu Piteusz Lidian (...).
Tłumacza coś najwyraźniej tknęło, skoro słowo zesłał ujął w cudzysłów. Coś mu nie grało, ale czy się tym przejął? Po co tracić czas na zapoznanie się z biografią króla czy wojnami grecko-perskimi? Po kiego grzyba wertować książki i artykuły na ten temat? Przecie wszystko w tekście angielskim jest klarowne i zrozumiałe. Jasne jak słońce w południe. A nawet jeśli nie do końca zrozumiałe, to czytelnik kiep i jełop na pewno nie wie (bo i skąd?) ani nie sprawdzi (skoro mnie się nie chce, to tym bardziej jemu).

Znalezione obrazy dla zapytania "xerxes the great"
خشایارشا (Kserkses Nerwus I alias Furiat Achaszwerosz)

Że niby mądrzę się, bom akurat niedawno napotkał tę historię u Kapuścińskiego w Podróżach z Herodotem (Kraków 2004, s. 190)? Ejże, przekładowca wiedzieć wszystkiego nie jest w stanie, ale ma wszystko sprawdzać lub ze specjalistami konsultować, skoro autor odnosi się do wydarzenia z dziejów świata. Albo jeśli coś wzbudza podejrzenia tłumacza przy przekładzie. Prywatnie może być na bakier z historią, ale w robocie musi się wykazać doraźnym znawstwem (redaktor też niech nie śpi). Inaczej pojawienie się naszych tłumackich śmiesznostek staje się nieuniknione.

Kserkses, którą to informację możemy bez trudu także znaleźć w dostępnych na wyciągnięcie ręki, przepastnych czeluściach internetu, nie zsyłał na Hellespont żadnych plag (ang. scourges), lecz... kazał wrzepić morzu trzysta batów (też scourges). Rzeczywistość nie była więc tak zupełnie absurdalna, acz nie da się ukryć, że posunięcie szachinszacha zakrawało na atak szału, ewentualnie dziwactwo pierwszej (nomen omen) wody, i do mądrych nie należało ale przynajmniej wykonalnych!

Wszystkiemu winna nie jest wcale polisemia, tylko goniące tłumacza terminy, lenistwo lub niekompetencja.

Swoją drogą takie porywcze zachowanie Kserksesa rzuca co nieco światła na opisane na kartach Megilat Ester wydarzenia w pałacu tego perskiego dynasty.

Ach, byłbym zapomniał: no i nie idzie o żadnego Piteusza Lidiana, do kroćset tysięcy beczek, tylko o Lidyjczyka Pytiosa! Czyli męża imieniem Pytios, należącego do starożytnego ludu z pewnego skrawka dzisiejszej Turcji.


© by Paweł Jarosław Kamiński 2019.

2 komentarze:

  1. Przecież ta historia z biczowaniem morz należy do podstawowego wykształcenia każdego kulturalnego Europejczyka! Jak, na przykład, zrozumieć bez tego początek wiersza Tuwima „Swietozar”:
    Jeśli morze przypomni, to je każę smagać,
    Tłuc, batożyć za karę stalowym pręty…

    OdpowiedzUsuń
  2. Znajoma pamięta Kserksesowe biczowanie morza ze szkoły z lekcji historii. Ja z kolei nie pamiętam. Jednemu to zapadnie w pamięć, innemu tamto, jeden to przeczyta w życiu, inny tamto (a przy obecnym natłoku informacji pamięć ludzka sprawuje się coraz gorzej, mam wrażenie). Tłumacz musi być jednak dociekliwy i nieugięty w poszukiwaniach: oto nieodzowne cechy, które mogą zrekompensować kulturalne niedostatki, które u każdego znajdziemy.

    OdpowiedzUsuń