poniedziałek, 6 czerwca 2022

VADER ― Sothis

Dla jednych nazwa własna „Vader” kojarzyć się będzie nieodmiennie z uniwersum Gwiezdnych wojen; nie dla mnie.

Z muzyką olsztyńskiej formacji zetknąłem się po raz pierwszy około 1995 roku. Prezentowała death metal światowej klasy, przyćmiewając nawet niektóre wykwity takich tuzów, jak Morbid Angel, Deicide czy Cannibal Corpse, a zarazem czerpiąc z dorobku niektórych z nich (głównie tego pierwszego). Vader grał techniczny, a jednocześnie do pewnego stopnia atmosferyczny death metal, przy czym warto zaznaczyć, że atmosferę tworzyły nie klawisze, lecz rzężące gitary, których wizgi przyprawiały o gęsią skórkę. Dla kilkunastoletniego chłopaka słuchanie Vadera było przeżyciem na poły mistycznym.

Po świetnej płycie The Ultimate Incantation wyszła epka Sothis, która okładką, tekstami („Hymn to the Ancient Ones”) i tytułami utworów („R'lyeh”) ewokowała obrazy z utworów Lovecrafta. Ba, pamiętam, że w liceum nosiłem dumnie koszulkę przedstawiającą wizualną wizytówkę tego minialbumu.

Azathoth, Yog-Sothoth, Nyarlathotep ― ki diabeł?

Niedługo potem ukazała się druga pełnowymiarowa płyta, tytułem nawiązująca, choć tylko pozornie, do Psałterza (De Profundis), bo tekstowo i wizerunkowo rzecz jasna  jak na death metal przystało, gdyż nazwa zobowiązuje  skrajnie odbiegająca od rejonów biblijnych: ponownie odwoływała się do Lovecrafta (utwór „Revolt”), jak również do mrożącego krew w żyłach pisarstwa Clive’a Barkera („Reborn in Flames” z mottem „Demons to some, angels to others”, pochodzącym ze słynnego Hellraisera, który z kolei pojawił się pierwotnie w nie mniej głośnym kilkutomowym cyklu opowiadań Księgi krwi rzeczonego autora, a z czasem został sfilmowany: X muza przyniosła szokującą, zatrważającą wizję inferna i piekielnych cenobitów, którzy przybywali z zaświatów za sprawą kostki Lemancharda, brr!), do Aleistera Crowleya, znanego też jako Mistrz Therion oraz Bestia 666 („Vision and Voice”), do szalonego Kosmicznego spustu („Sothis”) pióra Roberta Antona Wilsona  tego samego, który wraz z Robertem Shea napisał odjechaną Trylogię Illuminatus!  tudzież do innych okultystycznych bądź diabolicznych motywów, ksiąg czy sekretnych stowarzyszeń.

Album De Profundis przebił artystycznie dwie poprzednie produkcje ― po czym niestety zespół stracił wenę i charakterystyczny styl, upraszczając takowy, choć zarazem zyskał większą publiczność i zaczął koncertować po całym świecie. Mimo że złota era, pod względem artystycznym, Vadera skończyła się na De Profundis, to jednak był on bodaj czy nie najbardziej wziętym towarem eksportowym polskiej sceny muzycznej drugiej połowy lat 90. Notabene na jego punkcie wyjątkowego bzika mieli... Japończycy, dla których zespół potrafił przygotować specjalnie dodatkowy utwór.

*******

Tytuł utworu „Sothis” nawiązuje do Syriusza, gwiazdy rozmaicie nazywanej w zależności od kultury: Grecy zwali ją Sothis, Egipcjanie ― Sopdet, Bułgarzy nadali jej miano Łażikerwan, czyli Zwodziciel Karawan (z uwagi na możliwość pomylenia z Wenus), w Państwie Środka i w Japonii znana była zaś jako Niebiański Wilk (odpowiednio: Tianlan i Tenro). W kręgu cywilizacji rzymskiej nosiła pieskie nazwy: Psia Gwiazda, Kanikuła (łac. canicula ‘piesek’), pies Oriona. Obecnie raczej używa się określeń: alfa Wielkiego Psa (najjaśniejsza gwiazda tej konstelacji), Syriusz i α CMa (skrót od alfa Canis Majoris).

W polszczyźnie małoliterowe słowo „kanikuła” oznacza dzisiaj (wielkoliterowe jest synonimem Syriusza): 1. wakacje, 2. okres największych letnich upałów, 3. spiekotę, skwar. Widok Psiej Gwiazdy wywoływał u starożytnych Greków strach, gdyż pojawienie się jej oznaczało początek fali nieznośnych upałów. Hellenowie uważali, że poranny wschód Syriusza wywołuje wściekliznę u psów, a gwiazda wzbudza u kobiet falę „upałów miłosnych”, przy czym panom medycy zalecali przez dwadzieścia dni od pojawienia się go picie wina i... wstrzymywanie się od obcowania płciowego*.

Swego czasu (2012) postanowiłem przypomnieć sobie szczenięce fascynacje i przełożyć tytułowy utwór „Sothis” ― rzecz jasna tak, aby wraz z Piotrem „Peterem” Wiwczarkiem można było polski tekst wycharczeć (growlingu bowiem śpiewem nazwać niepodobna). Czego efekt przedstawiam poniżej P.T. Czytelnikom bloga:


VADER
Sothis


No more a thing I knew... transformed  transfigured
Transcended... in an endless progress cycle
DNA metamorphosis... of the dying cells
Into something that will last... last forever
Immortal... my soul... alone under...
The cracking skies... on trembling Earth
Closing the eye... of blinding Sun
WHO AM I?  a question... already answered
I am who I am... no less, no more
Destined to be... never to extinct
Remaining after... everything dies
Remaining... a Dog Star's Son... beyond the Sun
For ever... and more


Bez cienia świadomości... bez końca podlegałem
Ewolucji, transformacjom, ulepszeniom
Ciągłej zmianie DNA... komórek
Aby zyskać byt... bez granic
Od śmierci wolny... jestem... sam... firmament
W górze pęka... Ziemia dygocze
Oślepiam wstrętnie jasne Słońce
KIM JESTEM? Banalne rozstrzygnięcie
Jestem, kim jestem  i tyle, po prostu
Pisany mi byt... bez kresu w czasie
Będę wciąż... gdy wszystko sczeźnie
Będę wciąż Synem... Psiej Gwiazdy... za Słońcem
Po wieki... wieków


* Przy opracowaniu drugiej części artykułu opierałem się w dużej mierze na książce Mikołaja Szymańskego Ab ovo. Antyk, Biblia etc. (Iskry, Warszawa 2004, s. 221–225).

© by Paweł Jarosław Kamiński 2022