wtorek, 31 lipca 2018

Pani Bovary

Wśród dzieł kłębiących się na półkach mojej biblioteczki pręży dumnie muskuły Pani Bovary Gustawa Flauberta. Dumnie z dwóch powodów:
  • dzieło to należące do klasyki, vulgo: zbierające kurz,
  • przekładu dokonał znawca autora i epoki monsieur Ryszard Engelking.
Wydawnictwo Sic! (Warszawa 2014) nie tylko postarało się o rasowego tłumacza, ale i w epoce wszechobecnych rozpraszaczy uwagi wykazało litość i zrozumienie, nie zamieszczając odnośników z pętającymi się u dołu stron przypisami. Nic zatem czytelnika nie dekoncentruje. Jest tylko on i Mistrz. Kto jednak wścibski, ten może sobie w trakcie lektury albo po niej zajrzeć na koniec książki dla poszerzenia wiedzy, a znajdzie tam masę ciekawostek, anegdot i różnorakich uwag tłumacza. Dla mnie rozwiązanie idealne.

W tejże rozkosznej powodzi przypisów Engelking przyznaje się w jednym z nich (s. 418) do porażki translatorskiej. Zdanie „Pan Homais wykurzył ich w diabły” opatruje następującym komentarzem:
W oryginale Pan Homais po prostu wykurzył trzech lekarzy. Diabły pochodzą z następnego zdania: „Il fait une clientèle d’enfer”, które można oddać przez „ma zatrzęsienie klientów”. Tłumaczowi nie udało się znaleźć prostego polskiego odpowiednika ze słowem piekło lub diabeł, a diabła nie mógł zignorować, bo omawiane zdanie może także znaczyć „ma klientów z piekła”.
Gustave Flaubert, Eugène Giraud
Sumiasty wąs Gustawa Flauberta
Tymczasem rozwiązanie polszczyzna oferuje, ja przynajmniej mam na podorędziu poniekąd kilka. Dałoby się wszak napisać „Ma klientów od diabła” albo „od czorta”, albo „od diaska” ― i dwuznaczność mamy zachowaną. Na co nie potrafił wpaść znawca francuszczyzny i Flauberta, to przyplątało się takiemu nie znającemu francuskiego laikowi jak ja, co tylko pokazuje, jak przebogatym, otwartym, a tym samym przepięknym zbiorem jest język, przekład zaś można poprawiać, cyzelować w nieskończoność, łowiąc akuratne słowa czy frazy w oceanie możliwości. Notabene wydanie z 2014 jest drugim, poprawionym przez tłumacza względem edycji z 2006. Powtórka recenzji przekładu, zatytułowana Liny na burcie, pióra Marka Bieńczyka, ukazała się niedawno w poświęconej arkanom przekładoznawstwa przedniej antologii O nich tutaj.

O tłumaczeniach Flauberta sporo zresztą, bo aż dwa artykuły, znajdziemy na łamach zeszłorocznej Literatury na Świecie (zeszyt 9-10). Pierwszy z nich to Ekrany Gustawa Flauberta Michała Pawła Markowskiego, który swego czasu opublikował LnŚ1112/1998 frapujący tekst „Przy ryzyku, że będzie to zaskoczeniem” na temat bełkotliwych polskich przekładów Derridy. Drugi artykuł ― noszący tytuł Najlepszy, jaki nam dano, autorstwa Bieńczyka ― to omówienie Engelkingowego tłumaczenia Szkoły uczuć. Szczerze polecam!

Kto spragniony przemyśleń i warsztatu samego Engelkinga, tego zachęcam do przeczytania, prócz samej arcydzielnej powieści, wywiadu z tłumaczem, a także do obejrzenia frapującej dyskusji na temat współczesnych przekładów tej bodaj najsłynniejszej powieści XIX-wiecznego klasyka.


© by Paweł Jarosław Kamiński 2018

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz