Wydawnictwo Zysk i S-ka ładnych parę lat temu zaproponowało czytelnikom księgę poświęconą życiu i twórczości asa atutowego weird fiction: H.P. Lovecrafta (H.P. Lovecraft. Biografia, Poznań 2010). Księgę potężną, zapasioną: przeszło tysiąc stron informacji o Cieniu z Providence podanych na talerzu, i to nie przez byle kogo, bo przez samego fascynata, komentatora i edytora jego tekstów, S.T. Joshiego. Nieoceniona pozycja dla amatorów kosmicznej grozy, wielodniowa lektura obowiązkowa dla miłośników Cthulhu, Yog-Sothotha i Wielkich Przedwiecznych, bluźnierczej księgi Necronomicon (patrz obrazek) szalonego Abdula Alhazreda, miast Sarnath, Arkham i R’lyeh, Randolpha Cartera czy Uniwersytetu Miskatonic.
No cóż, ta księga akurat gryzie, lektura niewskazana |
A więc w końcu mamy polskie wydanie, pomyślałem sobie, nie kryjąc zadowolenia, gdyż biografia zdobyła Nagrodę im. Brama Stokera. Niemniej w miarę pokonywania kolejnych stronic moja brew unosiła się coraz wyżej, a kącik ust wykrzywiał coraz paskudniej. Wszystko dlatego, że polska wersja zawiera rozliczne translatorskie i redakcyjne potknięcia (różnego kalibru i maści), których można by uniknąć, gdyby tylko tłumacz i redaktor przed oddaniem książki do druku wygospodarowali sobie jeszcze miesiąc, dwa na zażylszy kontakt z translatem. Na spojrzenie nań chłodnym okiem. Vulgo: gdyby się przyłożyli. A może się łudzę i to by nie wystarczyło? Może idzie o nieudolność? Brak kompetencji? Niemożność alla polacca?
Tak czy inaczej tli się iskierka nadziei, że a nuż w kolejnym wydaniu, o ile takie się kiedyś pojawi, wskazane niżej usterki zostaną poprawione, tak że biografię autorstwa Joshiego polski czytelnik będzie mógł nazwać śmiało ucztą, przy czym jest to dowolna i nie wyczerpująca ich lista, nie zadawałem sobie trudu wynotowania wszystkich uchybień.
Przekładu dokonał znawca Lovecrafta, Mateusz Kopacz, m.in. twórca strony na jego temat, gdzie publikuje teksty na temat polskich tłumaczeń utworów pisarza i krótkie ich omówienia. Znajdziemy tam rozmaite artykuliki na temat recepcji twórczości takowego, wzmianki o nim lub o gatunku weird fiction w polskich periodykach, wywiady, fanowskie sprawozdania z podróży do Providence, wykaz tekstów prozą i publicystycznych Lovecrafta, spis postaci, miejsc i istot pojawiających się na kartach jego dzieł, czy wreszcie sekcję poświęconą obecności tychże w popkulturze i nie tylko. Słowem, masa ciekawostek, przydatna dla każdego, kto interesuje się tym oryginalnym człowiekiem, myślicielem i artystą zza wielkiej wody.
Skoro mowa o ciekawostkach: przypomina mi się minialbum Sothis
olsztyńskiej formacji deathmetalowej Vader z tekstami i okładką
inspirowanymi ni mniej, ni więcej, tylko mitologią Cthulhu; jeden z
utworów nosi nawet tytuł „R’lyeh”. Zresztą nie tylko rodzimy Vader nawiązywał do twórczości Lovecrafta, Metallica też ma zasługi na tym polu ze swoim słynnym instrumentalnym kawałkiem „The Call of Ktulu”. A co do Vadera, to również na pierwszej płycie, The Ultimate Incantation, są takie odniesienia, dość wspomnieć tekst „Testimony”:
Dark shadows at the end of the night,
Mesmerized by the silvery eye,
Gray stone with the carved seals,
I’ve found the forbidden gates!
Mesmerized by the silvery eye,
Gray stone with the carved seals,
I’ve found the forbidden gates!
The wolves carry my name,
Subtle voice is summoning me from afar,
Listen to my words,
This is my testimony.
Creatures dreaming in the dark,
Remember the time before the time,
They’re still waiting at the gates,
Subtle voice is summoning me from afar,
Listen to my words,
This is my testimony.
Creatures dreaming in the dark,
Remember the time before the time,
They’re still waiting at the gates,
Find the wisdom in the starlight!
I have found the key,
I have seen the lands which no map has ever charted,
I have traveled among the stars,
And tremble before the gods,
I have raised the dead,
And summoned the ghosts to the real appearance,
I’ve known the wisdom and possessed the power!
I have found the key,
I have seen the lands which no map has ever charted,
I have traveled among the stars,
And tremble before the gods,
I have raised the dead,
And summoned the ghosts to the real appearance,
I’ve known the wisdom and possessed the power!
Conquer your fear ― IA! ZI AZAG!
Chant incantation ― IA! ZI AZKAK!
Call the ancient ones ― IA! KHTULU ZI KUR!
Ready to rule the black earth once again ― IA!
Chant incantation ― IA! ZI AZKAK!
Call the ancient ones ― IA! KHTULU ZI KUR!
Ready to rule the black earth once again ― IA!
Kopacz jest także autorem tłumaczeń prozy i poezji Lovecrafta, w tym tegorocznego, świeżo upieczonego przez oficynę Vesper tomiku Nemezis i inne utwory poetyckie (jako że Lovecraft spłodził także sporo wierszy) oraz opublikowanego przez wydawnictwo C&T skromnego zbiorku opowiadań spółki Lovecraft–Heald pt. Koszmary (A.D. 2013). Na temat jego przekładu utworów prozatorskich i poetyckich się nie wypowiadam, bo okazji zapoznać się z nimi nie miałem. W opasłej biografii pióra Joshiego napotykamy jednak wiele mankamentów made in Poland, które nie powinny ujrzeć światła dziennego w ostatecznej polskiej wersji książki. A zatem do rzeczy.
Tłumacz raczy nas wątpliwej jakości przekładami wierszy, które miast ukazywać talent Lovecrafta, deprecjonują jego zdolności lub mu ich odmawiają (s. 217 czy 1062-1063). Lepszym pomysłem byłoby dać w tekście głównym oryginał utworu, a swoją wersję w przypisach. Takie rozwiązanie to nic nowego ― exemplum Po wieży Babel George’a Steinera (tłum. O i W. Kubińscy, Kraków 2000). Podobnie postąpiono chociażby w Eseju o zasadach sztuki przekładowczej Tytlera (tłum. K.F. Rudolf, Gdańsk 2014): w tekście głównym pojawia się oryginał, a tuż pod nim w nawiasach kwadratowych przekład.
W zdaniu na s. 1095 mamy: „U ich podstaw leży kosmicyzm ― zobrazowanie nieskończonych otchłani przestrzeni i czasu, wobec których ludzkość jest zjawiskiem błahym i godnym śmiechu” zdecydowanie coś nie gra. „Godny śmiechu”? Czy tak się ktokolwiek wyraża po polsku? Domniemywam, że chodzi w tym miejscu o wyrażenie „śmiechu warty”, „pożałowania godny” lub „godny politowania”.
Następny przykład to nieledwie klasyka, czyli tłumaczenie technology jako „technologia”. Strona 954 funduje nam przestrzelone „rządy technologów” i frazę „technologia uczyniła”. O tym nagminnym błędzie rozpisuje się szeroko i nader trafnie polonista Łukasz Rokicki, przejdźmy więc do kolejnych okazów.
Na s. 1094 czytamy, że Lovecraft w późniejszych latach „wychynął jako najczystsze złoto”. A cóż to ma, u licha, niby znaczyć? Skąd wychynął? Ze skrytego w morskich otchłaniach R’lyeh, cwałując na grzbiecie Cthulhu?
Potworki lubię, ale niekoniecznie językowe |
O kalectwie tłumaczenia cult jako „kult” ― tu s. 677 (dwukrotnie) i 686 ― już kiedyś pisałem. Mamy zatem kolejne świadectwo, jak powszechna to przypadłość tłumacka. Do tego dochodzi barbaryzm „kultysta” (s. 677; dobrze, że nie „kulturysta”!) w znaczeniu „członek, wyznawca sekty”. Wprawdzie w polszczyźnie wyraz „kultysta” istnieje, ale z kultem ani sektą nic wspólnego nie ma. Należy ubolewać, że dotychczasowe, raczej mizerne tłumaczenia prozy Lovecrafta wbiły do głowy części jego fanów przeświadczenie, jakoby „kult” i „kultysta” stanowiły wręcz obligatoryjne i charakterystyczne gadżety językowe mistrza kosmicznej grozy, bez których jego utwory nie byłyby po polsku tak atrakcyjne.
Co jeszcze razi? Ano choćby oddawanie z uporem godnym lepszej sprawy przymiotnika unholy jako „nieświęty” (s. 263, 508, 916). Unholy ma wiele znaczeń, ale mało kiedy przełożymy je literalnie jako „nieświęty”. Z reguły, w zależności od kontekstu, można wybrać któryś z następujących ekwiwalentów: bezbożny, bezecny, niecny, nikczemny, grzeszny, nieuświęcony, nieprzyzwoity, bluźnierczy, piekielny, diabelski, bestialski, demoniczny, szatański, sataniczny, diaboliczny, straszny, potworny, okropny, olbrzymi, ogromny, skandaliczny, karygodny, nieludzki... uff... a lista oczywiście nie jest pełna! Owszem, czasem rzeczywiście niełatwo od razu ustalić, co dokładnie autor ma na myśli i jaki tym samym odpowiednik wybrać, ale interpretacja to psi obowiązek tłumacza. Szafowanie przymiotnikiem „nieświęty” jest pójściem na łatwiznę. Tłumaczenie z obcego języka to przekładanie niezrozumiałego komunikatu na zrozumiały dla odbiorcy, tymczasem ekwiwalent „nieświęty” polskiemu czytelnikowi tekstu bynajmniej nie uprzystępnia, a przede wszystkim jest niewiernością wobec oryginału.
Z innym przymiotnikiem ma Kopacz problem na s. 283: „W opowiadaniu tym [Poza murem snu ― PJK] występuje kilka potężnych koncepcji”. Domyślam się, że w oryginale mamy tu do czynienia ze słowem powerful, którego przekład jako „potężny” w powiązaniu z rzeczownikiem „koncepcje” wygląda co najmniej niefortunnie. Powerful to także: wymowny, sugestywny, przemawiający, robiący wrażenie, imponujący, skuteczny, wydajny, o dużej sile oddziaływania, wpływowy... W tym kontekście sugerowałbym pójście drogą któregoś z dwóch ostatnich ekwiwalentów.
Z innym przymiotnikiem ma Kopacz problem na s. 283: „W opowiadaniu tym [Poza murem snu ― PJK] występuje kilka potężnych koncepcji”. Domyślam się, że w oryginale mamy tu do czynienia ze słowem powerful, którego przekład jako „potężny” w powiązaniu z rzeczownikiem „koncepcje” wygląda co najmniej niefortunnie. Powerful to także: wymowny, sugestywny, przemawiający, robiący wrażenie, imponujący, skuteczny, wydajny, o dużej sile oddziaływania, wpływowy... W tym kontekście sugerowałbym pójście drogą któregoś z dwóch ostatnich ekwiwalentów.
Na s. 317 atakują nas kalki ze świata akademickiego: „sofomor” i „junior” (ang. sophomore i junior), oznaczające studentów, odpowiednio, drugiego i trzeciego roku. Jeżeli tłumacz chciał zastosować technikę egzotyzacji, to pomysł nie wypalił.
To nie koniec kalkomanii, Kopacz bowiem uporczywie oddaje angielskie gang jako... „gang”: mamy więc „gang chłopców” (s. 108), „kolegów z gangu” (s. 771), „gang” (s. 609), „członków gangu” (s. 617, 1007, 1013), podczas gdy w poszczególnych urywkach idzie nie o organizację przestępczą, lecz o grupę przyjaciół, kolegów, słowem ― paczkę (grandę, ferajnę, bandę, kompanię).
Uwiera też nie istniejący przymiotnik „azjaniczny” (263, 1097). Przeciwieństwem stylu attyckiego, alias attycystycznego, jest styl azjański. Podobnie na s. 432 pojawia się wyimaginowana forma „azjaniczność”. I po co te neologizmy? Jaki sens wyważać otwarte drzwi?
Bywa, że Kopacz, jak to niekiedy czynią nieudolnie tłumacze z angielskiego, przenosi oryginalną kursywę do tekstu docelowego, co świadczy o braku zrozumienia użycia takiego zabiegu przez autora: „Przypuśćmy [cytat z Poego], na potrzebę chwili, że dane «dzieła fantazji» są germańskie czy jakiekolwiek inne” (s. 62). Złożenie kursywą czasownika „są” nic do polskiego tekstu nie wnosi oprócz zamieszania. Kursywa może nieść rozmaite sensy, w cytacie z Poego znaczy tyle co: rzeczywiście, istotnie, faktycznie.
Na s. 1098 czytamy, że wczesne eseje amatorskie Lovecrafta mają „największą wartość formatywną”. W tekście angielskim przypuszczalnie występuje tu przymiotnik formative, który oznacza (za: Oxford Advanced Learner’s Dictionary, Oxford 2000) having an important and lasting influence on the development of sth or of sb’s character. A można było napisać na przykład, że przedmiotowe teksty najbardziej wpłynęły na wykształcenie się jego przyszłego stylu. Albo że zaważyły na jego formacji twórczej.
Na s. 1098 czytamy, że wczesne eseje amatorskie Lovecrafta mają „największą wartość formatywną”. W tekście angielskim przypuszczalnie występuje tu przymiotnik formative, który oznacza (za: Oxford Advanced Learner’s Dictionary, Oxford 2000) having an important and lasting influence on the development of sth or of sb’s character. A można było napisać na przykład, że przedmiotowe teksty najbardziej wpłynęły na wykształcenie się jego przyszłego stylu. Albo że zaważyły na jego formacji twórczej.
Trafiają się też pęknięcia składni, chociażby w zdaniu „Wedle Lovecrafta (czy też notatek, z których czerpał swą wiedzę),
szóste dziecko Thomasa Lovecrafta, Joseph S. Lovecraft (1775-1850)
postanowił wyemigrować z Anglii (...)” (s. 15).
Oczywiście albo winno być „postanowiło” (skoro podmiotem zdania jest „dziecko”), albo, jeżeli już koniecznie chcemy utrzymać formę „postanowił”, zdanie należy przerobić następująco: „Wedle Lovecrafta (czy też
notatek, z których czerpał swą wiedzę), Joseph S. Lovecraft (1775-1850),
szóste
dziecko Thomasa Lovecrafta, postanowił
wyemigrować z Anglii (...)”. Pogruchotane syntaktycznie zdanie znajdujemy też na s. 1092: „(...) i poszukiwał ― a przynajmniej miał nadzieję znaleźć ― jakiejś posady (...)”. Mocno rozjeżdża się też składniowo fragment: „świata przed, w trakcie oraz po życiu Conana” (s. 1030).
Na s. 686 potykamy się o zdanie „Istotnie, bogowie (...)”. W oryginale mamy najprawdopodobniej in fact, actually, as a matter of fact lub in actual fact. Nie ma tu akurat mowy o potwierdzeniu czegoś (istotnie, faktycznie, w rzeczy samej), lecz o dodaniu nowej, dodatkowej informacji wyjaśniającej, co należałoby oddać jako „ba”, „co więcej”, „mało tego” itp. Bywa też, że wspomnianych angielskich wyrażeń wcale się nie tłumaczy na polski, bo nierzadko stanowią w angielskim tekście wyłącznie watę słowną.
Na s. 686 potykamy się o zdanie „Istotnie, bogowie (...)”. W oryginale mamy najprawdopodobniej in fact, actually, as a matter of fact lub in actual fact. Nie ma tu akurat mowy o potwierdzeniu czegoś (istotnie, faktycznie, w rzeczy samej), lecz o dodaniu nowej, dodatkowej informacji wyjaśniającej, co należałoby oddać jako „ba”, „co więcej”, „mało tego” itp. Bywa też, że wspomnianych angielskich wyrażeń wcale się nie tłumaczy na polski, bo nierzadko stanowią w angielskim tekście wyłącznie watę słowną.
Wreszcie, niemało jest rozsianych po tekście zgrzytów stylistycznych i frazeologicznych:
- Zamiast eleganckiej formy „wnikliwiej” mamy niepotrzebnie użyte stopniowanie opisowe: „w dużej mierze dużo bardziej wnikliwie” (s. 1079), a do tego w bliskiej odległości obecność przymiotnika „duża” i przysłówka „dużo”.
- Kłopoty ze stopniowaniem uwidaczniają się też na s. 1025: w miejsce zgrabnego „zajadlej” zaserwowano nam „bardziej zajadle”.
- „Numer ten [czasopisma] zawierał w kolumnie listowej bogactwo hołdów oddanych Howardowi”, czytamy na stronie 1030. Zdecydowanie zgrabniej brzmiałoby „w kolumnie (lub rubryce) z listami od czytelników”. Albo: „w rubryce (kolumnie) Do Redakcji”.
- „Stworzył dobrą pracę prozą” (s. 478) ociera się o bełkot. Czy to jeszcze po polsku?
- Śliczne „z których niektóre” (s. 497) nie wymaga komentarza.
- Bywają też problemy z liczebnikami: „po 300 i pół latach” (s. 1031). „W liczebnikach wielowyrazowych, złożonych z liczebnika głównego i ułamkowego, o formie składniowej określenia rzeczownikowego decyduje człon ułamkowy”, poucza Nowy słownik poprawnej polszczyzny (Warszawa 2002, s. 1677). Czyli „pięć i pół godziny” (nie: godzin) oraz „300 i pół roku” (nie: lat).
- „Rządowa kontrola zakumulowanych środków” (s. 955 i 956). Poprawna postać to: skumulowanych, ewentualnie: zgromadzonych. Podobnie kancerowany, choć nie na kartach tej książki, bywa czasownik: anulować, który w czasie przeszłym niekiedy otrzymuje zbędny przedrostek „z”, przyjmując paskudną postać: zanulować.
- „Zamieszkają razem w jednym mieszkaniu" (896). Zamieszkać w mieszkaniu ― prawda, że ładnie?
- „Ostatecznie jednak nie podważymy faktu, że (...)”, s. 262. A przecież można było napisać: „Ostatecznie jednak nie da się zaprzeczyć, że (...)”. Obsesja na punkcie faktów szerzy się wśród ludzi pióra w zastraszającym tempie.
- „Hoag mieszkał w Troy, w stanie Nowy Jork, a dedykowane jemu wiersze Lovecrafta ukazywały się jednocześnie w rozmaitych gazetach amatorskich, jak również w «Troy Times»” (s. 283). I po co ta dłuższa forma zaimka „jemu”? Zupełnie tu nie pasuje, należało dać postać nieakcentowaną, czyli „mu”.
- „Wymierzenie zemsty” (s. 284) również, nomen omen, woła o pomstę. Wymierza się karę lub klapsa, zemsta łączy się z czasownikami „wywrzeć” czy „dokonać”.
- „Zamiast tego postuluję wpływ powieści Jacka Londona Przed Adamem (...)” (s. 285). Postulować to żądać czegoś, domagać się wykonania czegoś, autorowi zaś chodzi wyraźnie o propozycję, sugestię, postawienie tezy.
- „Punkt kulminacyjny, mimo iż przewidywalny, przemyślnie został przesunięty do ostatniego zdania opowieści; a postać Przybysza wyróżnia się (choć w tej kwestii ponownie można ją przyrównać do potwora z Frankensteina) tym, że (...)” (s. 432). Niefortunna, utrudniająca płynne przeczytanie tekstu, lokalizacja słówka „tym”, które powinno się znaleźć przed nawiasem, nie po nim.
- „Nostalgia dla osiemnastego stulecia” (s. 433) to też nie najlepsza polszczyzna. Wprawdzie np. rzeczowniki „miłość” i „sympatia” mogą się łączyć z dwoma przyimkami („do” lub „dla”), jednak nostalgia wymaga przyimka „za”.
Moje podejrzenia budzą także m.in. „opowieści fikcyjne” (s. 289, 508) oraz „nauczycielskie besztanie Lovecrafta” (s. 1088; czyżby chodziło o besztanie belferskie? mentorskie?), niemniej z braku dostępu do oryginału nie będę się jednoznacznie na ich temat wypowiadać.
**********
Podsumowując: książka jest świetnie opracowana merytorycznie (przypisy, dbałość o szczegóły), lecz pod względem tłumaczenia i redakcji pozostawia sporo do życzenia. Wymaga de facto całościowego przejrzenia redakcyjnego, a także przełożenia na nowo pewnych fragmentów. Dodatkowo warto by przy cytowaniu uwzględnić nowe przekłady i tytuły przynajmniej niektórych opowiadań, jako że od 2010 r. ukazały się nowe tłumaczenia wielu utworów Lovecrafta, w tym cieszące się niemałym uznaniem translacje autorstwa Macieja Płazy, które zyskują coraz większą aprobatę nie tylko fanów mistrza weird fiction, ale i krytyków ― vide nagroda periodyku Literatura na Świecie.
© by Paweł Jarosław Kamiński 2018
© by Paweł Jarosław Kamiński 2018
Dziwi mnie, że tyle czasu minęło, nim ktoś zauważył tę kulawość :). Nie zamierzam się bronić, bo choć niektóre uwagi to delikatne czepialstwo, to generalnie przekład i redakcja istotnie SĄ siermiężne. Wina w tym moja, wówczas 22-latka, który żadnej filologii nie skończył, ale i wydawcy, który przychylił się do moich błagań wydania książki, dał ją do przekładu nowicjuszowi (pewnie żeby było tanio), a do redakcji człowiekowi, którego "poprawki" następnie sam poprawiałem (np. nagminnie zmieniał moje "mimo że" na "mimo, że". Tak więc tomiszcze wygląda poważnie, ale to żart :). I żaden miesiąc dłużej by książce nie pomógł, pomogłaby inna ekipa.
OdpowiedzUsuńSkąd, nie poczułem się zaatakowany. Oczywiście zawsze trochę boli dostać klapsa, ale jeśli się zasłużyło, to powinien zostać wymierzony. Z drugiej strony do każdego przekładu można mieć jakieś uwagi, nawet do tych nagradzanych (jak Pan to uczynił z Maciejem Płazą, mnie też zresztą parę rzeczy u niego się nie podobało), ale jeśli przekład ogólnie kuleje, to należy o tym pisać, żeby wydawcy podejmowali bardziej odpowiedzialne decyzje.
UsuńMiło mi Pana gościć. I cieszę się, że za wszelką cenę nie broni Pan swoich i redaktora niedociągnięć. Świadczy to o pokorze i szlachetnym duchu.
UsuńMam nadzieję, że nie odebrał Pan mojej recenzji jako ataku. Chciałem rzeczowo, bez emocji (w przeciwieństwie do omówień autorstwa Roberta Stillera, który chamsko mieszał tłumaczy i redaktorów z błotem, nie zostawiał na nich suchej nitki) poddać księgę dysekcji ku przestrodze i nauce innych tłumaczy, a także otrzeźwieniu nierzadko bezkrytycznych fanów, tak aby świadomi byli, że nie dostali tego, na co biografia pióra Joshiego zasługuje. A jeśli gdzieniegdzie mi w tej recenzji złe emocje troszkę wyszły, bardzo Pana przepraszam, nie chciałem Pana urazić...
Pozdrawiam serdecznie, mając nadzieję, że nie będzie Pan chować urazy za tak bezpośrednią branżową ocenę.