América Latina. Kontynent niepoprawnych, fatalnych w skutkach eksperymentów spod znaku marksizmu z jednej strony i okrutnych rządów twardej ręki prawicowych junt z drugiej; radosnej twórczości socjalistów na żywej tkance organizmu państwowego ― i brutalnych wojskowych przewrotów stanu, mających położyć kres niewydarzonym pomysłom gospodarczym. Puczów takich jak ten w Chile pamiętnego roku 1973, gdy władzę w sypiącym się gospodarczo kraju, po trzech latach niefrasobliwych „karnawałowych” rządów Allende, przejął bezpardonowym uderzeniem generał Augusto Pinochet, swoisty chilijski Jaruzelski ― też nie przebierający w środkach i też nieodmiennie skryty za przyciemnianymi szkłami, choć akurat z socjalistami absolutnie nie było mu po drodze: stał po drugiej stronie ideologicznej barykady.
Nieudolność rządów Allende pogłębiały działania przedsiębiorców, którzy (wspierani przez USA) sabotowali działania gabinetu, oraz fabrykantów, którzy przestawali inwestować. Do tego dochodziły posunięcia skrajnej lewicy, która przejmowała siłą fabryki, aby je nacjonalizować, poduszczała bezrolnych chłopów do zajmowania ziemi i, podobnie zresztą jak prawica, uciekała się do aktów terroryzmu.
Gdy wkroczył Pinochet, nastąpił cud gospodarczy. Tylko za jaką cenę? El General podźwignął kraj znad krawędzi katastrofy finansowej, by przez kolejne siedemnaście lat sprawować zamordystyczne rządy.
Chile. Ziemia umęczona srogą dyktaturą. Dobrze pamiętająca desaparecidos: „znikniętych” w godzinie wojskowego terroru. Niemy świadek spędzonych na Stadion Narodowy w Santiago przeciwników politycznych, także tych o nieprawomyślnej orientacji seksualnej, zamęczonych w imię ładu i porządku; liczbę ofiar śmiertelnych ocenia się na 3–4 tysiące, liczbę torturowanych na co najmniej kilkadziesiąt tysięcy.
Kraj wciąż podzielony jest na dwa obozy: zwolenników obalonego prezydenta Salvadora Allende, rewolucjonisty w aksamitnych rękawiczkach (kuzynka Isabel jest wcale wziętą powieściopisarką, vide Dom duchów, który trafił pod strzechy za pośrednictwem X muzy jako Dom dusz), i sympatyków twardego, nieugiętego generała, zawiadującego ongiś sforą siepaczy z tajnej policji DINA, której macki sięgały do wielu zakątków świata: za granicami kraju dopadła m.in. generała Carlosa Pratsa (zamordowany w Buenos Aires) i Orlanda Leteliera, szefa dyplomacji w rządzie Allende (zlikwidowany w Waszyngtonie).
Gdy wkroczył Pinochet, nastąpił cud gospodarczy. Tylko za jaką cenę? El General podźwignął kraj znad krawędzi katastrofy finansowej, by przez kolejne siedemnaście lat sprawować zamordystyczne rządy.
Chile. Ziemia umęczona srogą dyktaturą. Dobrze pamiętająca desaparecidos: „znikniętych” w godzinie wojskowego terroru. Niemy świadek spędzonych na Stadion Narodowy w Santiago przeciwników politycznych, także tych o nieprawomyślnej orientacji seksualnej, zamęczonych w imię ładu i porządku; liczbę ofiar śmiertelnych ocenia się na 3–4 tysiące, liczbę torturowanych na co najmniej kilkadziesiąt tysięcy.
Kraj wciąż podzielony jest na dwa obozy: zwolenników obalonego prezydenta Salvadora Allende, rewolucjonisty w aksamitnych rękawiczkach (kuzynka Isabel jest wcale wziętą powieściopisarką, vide Dom duchów, który trafił pod strzechy za pośrednictwem X muzy jako Dom dusz), i sympatyków twardego, nieugiętego generała, zawiadującego ongiś sforą siepaczy z tajnej policji DINA, której macki sięgały do wielu zakątków świata: za granicami kraju dopadła m.in. generała Carlosa Pratsa (zamordowany w Buenos Aires) i Orlanda Leteliera, szefa dyplomacji w rządzie Allende (zlikwidowany w Waszyngtonie).
Chile do niedawna spierało się o to, czy Pinochet przyczynił się bezpośrednio do śmierci Allende podczas ataku na prezydencki pałac La Moneda. W końcu w dzień zamachu rzucił sławetny rozkaz-hasło: Hay que matar la perra y se acaba la leva (Trzeba zabić sukę, a sfora się rozproszy). Spory trwały pomimo przeczących takiej wersji zdarzeń zeznań szeregu świadków ― osobistego lekarza i najbliższych współpracowników prezydenta, którzy byli przy nim 11 września w ostrzeliwanym z powietrza i ziemi gmachu; pomimo przeprowadzonej w 1990 ekshumacji, która nie potwierdziła famy o zabiciu prezydenta (orzeczono, że nie ma podstaw twierdzić, jakoby zginął z rąk osób trzecich). Naród wiedział swoje i pogłoski o mordzie nie cichły. Zwłoki wydobyto więc ponownie, tym razem w 2011, by ustalić ponad wszelką wątpliwość, czy Allende zginął śmiercią samobójczą. Ekshumacja potwierdziła samobójstwo. Ale czy zdołała przekonać wszystkich niedowiarków? Raczej nie, przecież taka wersja kładłaby kres legendzie o bohaterskiej śmierci przywódcy narodu. Którą to legendę notabene stworzyli Kubańczycy: rewolucjonista walczy do końca, rewolucjonista nie odbiera sobie życia.
Co zresztą przypomina nasz własny, swojski casus Wałęsy alias TW Bolka: któż bowiem lubi, gdy mu odbrązawiają bohaterów? O tym jakże powszechnym zjawisku psychologiczno-społecznym świadczy również inny przypadek z naszego poletka: gdy sytuujący się po prawej stronie Piotr Zychowicz wydał Skazy na pancerzach (Rebis 2018), posypały się na niego ze strony hurrapatriotów gromy, jakkolwiek rozpatrywana przezeń kwestia dotyczyła jedynie marginesu członków Armii Krajowej. Publicysta chciał tylko uczciwie przedstawić poczynania akowców, które nie w każdym jednym przypadku były nieskazitelne i prawe, gdyż, jak słusznie zauważa, nie ma narodów dobrych i złych, w każdym narodzie, w każdej dużej organizacji da się zaobserwować zachowania szlachetne i plugawe, wzniosłe i nikczemne.
Chile to także Pablo Neruda. Noblista zmarły niespełna dwa tygodnie po tragicznym zamachu stanu. Człowiek, w którego żyłach, jak u większości ziomków, płynęła indiańska krew. Przyjaciel i obrońca ludu. (Warto nadmienić, że w ’58 pomagał organizować kampanię wyborczą Allende)*. Oto próbka jego poezji i przekładu tejże w wydaniu niżej podpisanego.
Co zresztą przypomina nasz własny, swojski casus Wałęsy alias TW Bolka: któż bowiem lubi, gdy mu odbrązawiają bohaterów? O tym jakże powszechnym zjawisku psychologiczno-społecznym świadczy również inny przypadek z naszego poletka: gdy sytuujący się po prawej stronie Piotr Zychowicz wydał Skazy na pancerzach (Rebis 2018), posypały się na niego ze strony hurrapatriotów gromy, jakkolwiek rozpatrywana przezeń kwestia dotyczyła jedynie marginesu członków Armii Krajowej. Publicysta chciał tylko uczciwie przedstawić poczynania akowców, które nie w każdym jednym przypadku były nieskazitelne i prawe, gdyż, jak słusznie zauważa, nie ma narodów dobrych i złych, w każdym narodzie, w każdej dużej organizacji da się zaobserwować zachowania szlachetne i plugawe, wzniosłe i nikczemne.
Chile to także Pablo Neruda. Noblista zmarły niespełna dwa tygodnie po tragicznym zamachu stanu. Człowiek, w którego żyłach, jak u większości ziomków, płynęła indiańska krew. Przyjaciel i obrońca ludu. (Warto nadmienić, że w ’58 pomagał organizować kampanię wyborczą Allende)*. Oto próbka jego poezji i przekładu tejże w wydaniu niżej podpisanego.
PABLO NERUDA
El Tigre
Soy el tigre.
Te acecho entre las hojas
anchas como lingotes
de mineral mojado.
anchas como lingotes
de mineral mojado.
El río blanco crece
bajo la niebla. Llegas.
Desnuda te sumerges.
Espero.
bajo la niebla. Llegas.
Desnuda te sumerges.
Espero.
Entonces en un salto
de fuego, sangre, dientes,
de un zarpazo derribo
tu pecho, tus caderas.
Bebo tu sangre, rompo
tus miembros uno a uno.
Y me quedo velando
por años en la selva
tus huesos, tu ceniza,
inmóvil, lejos
del odio y de la cólera,
desarmado en tu muerte,
cruzado por las lianas,
inmóvil en la lluvia,
centinela implacable
de mi amor asesino.
de fuego, sangre, dientes,
de un zarpazo derribo
tu pecho, tus caderas.
Bebo tu sangre, rompo
tus miembros uno a uno.
Y me quedo velando
por años en la selva
tus huesos, tu ceniza,
inmóvil, lejos
del odio y de la cólera,
desarmado en tu muerte,
cruzado por las lianas,
inmóvil en la lluvia,
centinela implacable
de mi amor asesino.
Tygrys
Jestem tygrysem.
Czyham na ciebie wśród liści
szerokich niczym sztaby
mokrego kruszcu.
Biała rzeka wzbiera
pod oparem. Nadchodzisz.
Naga zanurzasz się.
Czekam.
I wtedy w susie
ognia, krwi, kłów,
szponów obalam
twoją pierś, biodra.
Chłepcę krew, kruszę
kończyny jedną po drugiej.
I pozostaję, warując
latami w dżungli
przy twoich kościach, prochach,
nieruchomy, daleki
od nienawiści i gniewu,
rozbrojony w obliczu twej śmierci,
w oplocie lian,
nieruchomy w deszczu,
niezłomny strażnik
miłości na zabój.
Czyham na ciebie wśród liści
szerokich niczym sztaby
mokrego kruszcu.
Biała rzeka wzbiera
pod oparem. Nadchodzisz.
Naga zanurzasz się.
Czekam.
I wtedy w susie
ognia, krwi, kłów,
szponów obalam
twoją pierś, biodra.
Chłepcę krew, kruszę
kończyny jedną po drugiej.
I pozostaję, warując
latami w dżungli
przy twoich kościach, prochach,
nieruchomy, daleki
od nienawiści i gniewu,
rozbrojony w obliczu twej śmierci,
w oplocie lian,
nieruchomy w deszczu,
niezłomny strażnik
miłości na zabój.
* Przedstawiając dzieje polityczno-gospodarcze Chile, oparłem się w dużej mierze na Gorączce latynoamerykańskiej Artura Domosławskiego (Warszawa 2004). W kwestii ekshumacji Allende ― zob. Bernd I. Gutberlet, Jak było naprawdę? 50 nieporozumień na temat historii, Katowice 2015.
© by Paweł Jarosław Kamiński 2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz