Zabrałem się do przekładu tego utworu w roku 2012. Potem nastąpiła pięcioletnia przerwa, a poprawić licho brzmiących bądź rażąco odmiennych od oryginału paru linijek i tak nie zdołałem, tym bardziej że piosenka narzuca formie rygor rymów męskich, co znacznie podnosi poprzeczkę; no i ten naszpikowany dwuznacznościami refren – nie lada zagwozdka. Podobnie było w 2021 i 2023. Wreszcie teraz coś drgnęło i pozwoliło skruszyć twardy orzech translatorski, choć warunki ku temu najmniej sprzyjające: po domu hasają dwa pocieszne szkraby, które w ciągu dnia nie dają złapać tchu. Kosztem snu udało się w dwa wieczory wygospodarować kilka dłuższych chwil, by na nowo przyjrzeć się zapóźnionemu tłumaczeniu (nocny dyżur z powodu choroby fąfli – paradoksalnie – przysłużył się sprawie). Niektóre wersy wygładziłem, inne przerobiłem dość gruntownie, jeszcze inne przybrały zupełnie nowe oblicze. Zaległość nadrobiona.
Ostateczny kształt refleksji i potyczek podmiotu lirycznego przy zielonym stoliku nie do końca mnie satysfakcjonuje (exemplum kulturowo znacząca „święta geometria”, która w przekładzie nie ocalała), ale postanowiłem już więcej przy tym nie dłubać. Trzeba znać proporcjum.
A skoro causa finita, tedy efekt przedstawiam P.T. Czytelnikom niniejszego bloga. Najlepiej ocenić, nucąc sobie tekst razem ze Stingiem. Liczba sylab w wielu miejscach odbiega od oryginału, ale meliczność na tym nie cierpi, gdyż piosenka z uwagi na swą sylabotoniczną elastyczność pozwala do pewnego stopnia manewrować frazą – miejscami skracać ją lub wydłużać. Dzięki czemu przekład spokojnie da się wyśpiewać. Zresztą – sprawdźcie sami.
© Paweł Jarosław Kamiński 2025
Świetne tłumaczenie! I naprawdę pasuje melodycznie.
OdpowiedzUsuń