Zabrałem się do przekładu tego utworu w roku 2012. Potem nastąpiła pięcioletnia przerwa, a poprawić licho brzmiących bądź rażąco odmiennych od oryginału paru linijek i tak nie zdołałem, tym bardziej że piosenka narzuca formie rygor rymów męskich, co znacznie podnosi poprzeczkę; no i ten naszpikowany dwuznacznościami refren – nie lada zagwozdka. Podobnie było w 2021 i 2023. Wreszcie teraz coś drgnęło i pozwoliło skruszyć twardy orzech translatorski, chociaż warunki ku temu najmniej sprzyjające: po domu hasają dwa pocieszne szkraby, które w ciągu dnia nie dają złapać tchu. Kosztem snu udało się w dwa wieczory wyrwać dla siebie kilka dłuższych chwil, by na nowo przyjrzeć się zapóźnionemu tłumaczeniu (nocny dyżur z powodu choroby fąfli – paradoksalnie – przysłużył się sprawie). Niektóre wersy wygładziłem, inne dość mocno przerobiłem, jeszcze inne przybrały zupełnie nowe oblicze. Zaległość nadrobiona.
W polskiej przestrzeni publicznej dominują dwa rodzaje tłumaczeń tekstów piosenek:
- Odklejone. Całkowicie odchodzą od oryginału. Zostają tylko główne motywy bądź ogólny zarys pierwotnej historii. Giną: obrazowanie, metafory, porównania itd. Ba, niejednokrotnie tekst przekładu nie ma żadnego związku z oryginałem. Powstaje zupełnie coś nowego. Przykłady: ☛ Sen o dolinie Budki Suflera vs Ain't No Sunshine Billa Withersa czy La Isla Bonita Krzysztofa Antkowiaka vs utwór Madonny. Właściwie trudno tu mówić o przekładzie, w najlepszym razie mamy do czynienia z adaptacją.
- Filologiczne. To przekłady dosłowne. Niekiedy na sposób komiczny lub infantylny. Wyroby czekoladopodobne. Mają dać polskiemu odbiorcy najlepszy ogląd tego, o czym traktuje oryginał, tymczasem w rzeczywistości pozbawiają tłumaczenie kluczowego waloru meliczności, tym samym odzierając je przeważnie z wszelkiego wdzięku i smaku. Vide ☛ publikacje oficyny wydawniczej InRock zbierające teksty z wielu płyt danego zespołu (The Doors, Metallica, Depeche Mode, Pink Floyd).
Jako nastolatek korzystałem z kilku podobnie opracowanych książeczek, tyle że zawierających teksty z jednego krążka danego boysbandu (pamiętam Leprosy Death i Tombs of the Mutilated Cannibal Corpse). Wydawano je w połowie lat 90.: na verso widniał oryginał, na recto tłumaczenie.
Nie powiedziałbym, aby autorzy przekładów tego typu się wykazywali. Czasem wychodzi im beznadziejnie, czasem miernie, czasem co najwyżej słabo. Świetnie ani przyzwoicie – bodaj nigdy. Zresztą takie podejście do tłumaczenia piosenek siłą rzeczy nie daje wielkiego pola do popisu. No i nikt nie prosi o „uwzględnienie” w przekładach meliczności ☛ czytaj: tłumaczom nikt za taką robotę nie płaci. Dlaczego? Ano pewnie dlatego, że nie ma popytu na takie publikacje. Wydawcy doskonale zdają sobie sprawę, że znakomita większość osób słuchających muzyki zadowala się w tej materii absolutną mizerią (patrz poniższy akapit; poza tym w dobie AI wystarczy wrzucić w chata GPT oryginał, by po kilku sekundach wypluł z siebie produkcje, których jakość w przybliżeniu dorównuje takim płodom. Ogółowi to wystarcza). Kto to, panie, kupi? Pies z kulawą nogą.
A skoro sprawa zamknięta, efekt przedstawiam P.T. Czytelnikom niniejszego bloga. Najlepiej ocenić, nucąc sobie tekst razem ze Stingiem, a najlepiej do wersji instrumentalnej utworu, aby uwolnić się od sztywnego rytmu sylab w oryginale. Liczba sylab w wielu miejscach odbiega od oryginału, jednak bez szkody dla meliczności, gdyż piosenka z uwagi na sporą sylabotoniczną elastyczność pozwala do pewnego stopnia manewrować frazą – miejscami skracać ją lub wydłużać – dzięki czemu przekład spokojnie da się wyśpiewać. Zresztą – sprawdźcie sami.
Świetne tłumaczenie! I naprawdę pasuje melodycznie.
OdpowiedzUsuń