Wzięło mnie ostatnio na odkopywanie staroci. Nie lubię zaległych spraw translatorskich – siedzą z tyłu głowy i podgryzają zwoje mózgowe, nie dając spokoju. Czasem przez całe lata. Niedawno, ryjąc szpadlem, wygrzebałem Shape of My Heart Stinga, teraz przyszła kolej na ikonę metalu.
Pierwszą zwrotkę słynnego utworu z legendarnego w metalowym światku thrashowego albumu (nagranego jeszcze z Cliffem Burtonem) przełożyłem wraz z refrenem w czerwcu 2015. I oto parę dni temu, w ramach porządków, pomyślałem sobie, że dobrze byłoby po latach domknąć temat. Poza jednym słowem nic w dotychczasowym translacie nie zmieniałem, a resztę tekstu udało się w miarę sprawnie przełożyć do końca. Robota nie należała do łatwych z uwagi m.in. na a) bezlitosny wewnętrzny imperatyw meliczności (więcej o tym poniżej), b) sporo rymów męskich, nie przepadających za polszczyzną, c) rozsiane tu i ówdzie rymy wewnętrzne. W rezultacie metafory czy obrazowanie różnią się gdzieniegdzie od tych w oryginale, ale wszystko mieści się w granicach standardu przyzwoitości, jeśli chodzi o tłumaczenie utworów poetyckich (a piosenki traktuję pod kątem przekładu jak poezję).
Po intensywnej gimnastyce szarych komórek temat uznaję za zamknięty. Jakoś lżej teraz na duszy. Uff...
Jak już przy okazji utworu Stinga pisałem, w polskiej przestrzeni publicznej dominują dwa rodzaje tłumaczeń tekstów piosenek:
- Odklejone. Całkowicie odchodzą od oryginału. Zostają tylko główne motywy bądź ogólny zarys pierwotnej historii. Giną: obrazowanie, metafory, porównania itd. Ba, niejednokrotnie tekst przekładu nie ma żadnego związku z oryginałem. Powstaje zupełnie coś nowego. Przykłady: ☛ Sen o dolinie Budki Suflera vs Ain't No Sunshine Billa Withersa czy La Isla Bonita Krzysztofa Antkowiaka vs utwór Madonny. Właściwie trudno tu mówić o przekładzie, w najlepszym razie mamy do czynienia z adaptacją.
- Filologiczne. To przekłady dosłowne. Niekiedy na sposób komiczny lub infantylny. Wyroby czekoladopodobne. Mają dać polskiemu odbiorcy najlepszy ogląd tego, o czym traktuje oryginał, tymczasem w rzeczywistości pozbawiają tłumaczenie kluczowego waloru meliczności, tym samym odzierając je przeważnie z wszelkiego wdzięku i smaku. Vide ☛ publikacje oficyny wydawniczej InRock zbierające teksty z wielu płyt danego zespołu (The Doors, Metallica, Depeche Mode, Pink Floyd).
Jako nastolatek korzystałem z kilku podobnie opracowanych książeczek, tyle że zawierających teksty z jednego krążka danego boysbandu (pamiętam Leprosy Death i Tombs of the Mutilated Cannibal Corpse). Wydawano je w połowie lat 90.: na verso widniał oryginał, na recto tłumaczenie.
Nie powiedziałbym, aby autorzy przekładów tego typu się wykazywali. Czasem wychodzi im beznadziejnie, czasem miernie, czasem co najwyżej słabo. Świetnie ani przyzwoicie – bodaj nigdy. Zresztą takie podejście do tłumaczenia piosenek siłą rzeczy nie daje wielkiego pola do popisu. No i nikt nie prosi o „uwzględnienie” w przekładach meliczności ☛ czytaj: tłumaczom nikt za taką robotę nie płaci. Dlaczego? Ano pewnie dlatego, że nie ma popytu na takie publikacje. Wydawcy doskonale zdają sobie sprawę, że znakomita większość osób słuchających muzyki zadowala się w tej materii absolutną mizerią (patrz poniższy akapit; poza tym w dobie AI wystarczy wrzucić w chata GPT oryginał, by po kilku sekundach wypluł z siebie produkcje, których jakość w przybliżeniu dorównuje takim płodom. Ogółowi to wystarcza). Kto to, panie, kupi? Pies z kulawą nogą.
Że inaczej się nie da? Bynajmniej. Droga pośrednia istnieje, choć – nie powiem – stroma a wyboista jak diabli.
Strzel mi!
Wiecznie błogi haj, piekłem jest mój raj
Niszczę cele i marzenia
Coraz głębiej brniesz, żyjesz niczym zwierz
W pustkę pędzisz bez wytchnienia
Nie puszczę cię z rąk
Czerpię rozkosz z mąk
W plecy wbiję nóż
Moim jesteś już
© Paweł Jarosław Kamiński 2025
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz