niedziela, 21 lutego 2021

The economy, stupid

Hi, Georgie,it said.

There was a clown in the stormdrain. The clown held a bunch of balloons, all colors, like gorgeous ripe fruit in one hand.

In the other he held George's newspaper boat.

Want your boat, Georgie? The clown smiled.

George smiled back. He couldn't help it; it was the kind of smile you just had to answer. I sure do, he said.

The clown laughed. "I sure do." That's good! That's very good! And how about a balloon?

Well . . . sure! He reached forward . . . and then drew his hand reluctantly back. I'm not supposed to take stuff from strangers. My dad said so.

Very wise of your dad, the clown in the stormdrain said, smiling. How, George wondered, could I have thought his eyes were yellow? They were a bright, dancing blue, the color of his mom's eyes, and Bill's. Very wise indeed. Therefore I will introduce myself. I, Georgie, am Mr Bob Gray, also known as Pennywise the Dancing Clown. Pennywise, meet George Denbrough. George, meet Pennywise. And now we know each other. I'm not a stranger to you, and you're not a stranger to me. Kee-rect?

George giggled. I guess so. He reached forward again . . . and drew his hand back again. How did you get down there?

Storm just bleeeew me away, Pennywise the Dancing Clown said. It blew the whole circus away. Can you smell the circus, Georgie?

George leaned forward. Suddenly he could smell peanuts! Hot roasted peanuts! And vinegar! The white kind you put on your french fries through a hole in the cap! He could smell cotton candy and frying doughboys and the faint but thunderous odor of wild –animal shit. He could smell the cheery aroma of midway sawdust. And yet . . .

And yet under it all was the smell of flood and decomposing leaves and dark stormdrain shadows. That smell was wet and rotten. The cellar-smell.

But the other smells were stronger.

You bet I can smell it, he said.

Want your boat, Georgie? Pennywise asked. I only repeat myself because you really do not seem that eager. He held it up, smiling. He was wearing a baggy silk suit with great big orange buttons. A bright tie, electric – blue, flopped down his front, and on his hands were big white gloves, like the kind Mickey Mouse and Donald Duck always wore.

Yes, sure, George said, looking into the stormdrain.

And a balloon? I've got red and green and yellow and blue . . . .

Do they float?

Float? The clown's grin widened. Oh yes, indeed they do. They float! And there's cotton candy . . . .

George reached.

The clown seized his arm.

And George saw the clown's face change.

What he saw then was terrible enough to make his worst imaginings of the thing in the cellar look like sweet dreams; what he saw destroyed his sanity in one clawing stroke.

They float, it growled, they float, Georgie, and when you're down here with me, you'll float, too —

Tak oto* zaczyna się bodaj czy nie najlepszy, obok Christine, horror, jaki wyszedł spod pióra Stephena Kinga, do tego jeden z najbardziej opasłych, tomisko liczy bez mała tysiąc stron. Autora nie trzeba specjalnie nikomu przedstawiać: kto nie czytał żadnej książki, zapewne oglądał choć jedną z licznych ekranizacji jego prozy, np. Lśnienie Kubricka. Notabene ekranizacje prezentują zwykle poziom żenujący, dość wspomnieć chociażby Bastion, Mroczną wieżę czy Mgłę.

King to w sumie średnich lotów powieściopisarz (przy czym w swoim gatunku całkiem dobry i poczytny), irytujący nieraz podobnymi chwytami i powielający schematy zachowań negatywnych bohaterów, tak sobie obeznany z psychologią człowieka, spłycający i glajchszaltujący pobudki pchające nas do złego. Lecz przy tym oddający świetnie obyczajowość amerykańskiej małej mieściny — notabene miasteczko Derry, gdzie rozgrywa się akcja powieści It (pol. To), pojawia się u niego na kartach niejednego utworu i wprowadzający do zwyczajnej codzienności nadprzyrodzoną grozę: tu akurat koszmar o co prawda kosmicznej genezie, ale w praktyce ni mniej, ni więcej, tylko nadnaturalny. Wybaczamy więc Kingowi kopiowane z powieści do powieści pozornie tylko krwiste szwarccharaktery, ale w rzeczywistości na ogół płytkie i rozłażące się w szwach, i dajemy duży plus m.in. za wykreowanie nietuzinkowej postaci Tańczącego Klauna Pennywisea, jednego z najprzemyślniejszych i najgroźniejszych monstrów jak literatura grozy długa i szeroka. Jedynego w swoim rodzaju potwora, który na każdego ma sposób, znając zaułki naszych dusz.

Dobrym zabiegiem jest uczynienie głównymi bohaterami dzieciaków, poznajemy ich strachy i radości, fascynacje i abominacje, pomysły i zagrania, a do tego zwyczajnych, ulepionych z tej samej gliny co one szkolnych wrogów, hiperpaskudnych, arcyniebezpiecznych i oczywiście... przejaskrawionych i nazbyt uproszczonych, by nie rzec: tekturowych. Dodatkowo, jak to u Kinga, przemyślenia, które wkłada w usta małolatom, są częstokroć zbyt dojrzałe (to samo dotyczy Dennisa, 17-letniego narratora Christine). A nie ukrywam, że czytanie o bohaterach, którzy mentalnie są starymi wygami z przeszczepionymi ciałami nastolatków, uwiera w zwoje mózgowe.

Najbardziej u Kinga cenię sobie chyba przedstawienie zwykłej rzeczywistości Ameryki, z małomiasteczkową gnuśnością, spokojem i szczęśliwostkami. Ale też z toczącymi serca zwykłych ludzi zazdrościami, bezeceństwami, łajdactwami i słabościami, które w toku akcji prędzej czy później wyłażą na jaw. To Kingowi wychodzi najlepiej.

Atmosfera książki wyjątkowo urzeka. Tak, świadomie używam tego słowa i nie chodzi mi bynajmniej o morbistyczny pociąg do rozlewu krwi (far from it!), lecz o te wszystkie pogaduchy i sprzeczki dzieciaków, o ich bolączki, pierwsze miłości, o realia złotej epoki w XX-wiecznych dziejach USA. O swoistą nostalgię za amerykańskim miasteczkiem z lat 50., bo w tych właśnie czasach toczy się spora część utworu, nostalgię, którą budzą poszczególne sceny wykreowane przez pisarza, jakby tęsknie spoglądającego w dobrze znaną sobie przeszłość i pragnącego bodaj za pomocą pióra powrócić do utraconych chwil, co udziela się czytelnikowi wychowanemu nawet w innej epoce i rzeczywistości. Znać szczere emocje pisarza świadome czy nie, niepodobna stwierdzić.

Summa summarum książka przednia, King wspiął się na wyżyny swoich możliwości pisarskich.

Znalezione obrazy dla zapytania: it pennywise 1986
Georgie, Georgie... the economy, stupid!

A co do sceny, która otwiera niniejszy wpis, to... cóż... Pennywise robi z Georgie’ego siekane kotlety z buraczkami. Pacholę nie ma najmniejszych szans w zetknięciu z nieziemskimi sztuczkami upiornego klauna.
 
Szans nie miał też inny Georgie w starciu z potężną bronią wykutą w ogniu Góry Przez... o, pardon, w sztabie Billa Clintona, która okazała się decydująca w wyścigu o fotel prezydenta Stanów Zjednoczonych AD 1992. A było nią hasło The economy, stupid, wymyślone przez Jamesa Carville’a, czołowego stratega w kampanii wyborczej Clintona.

Słówko economy okazało się skutecznym orężem, przyczyniając się do klęski Georgie’ego Busha. Niekiedy potrafi też przetrącić kark tłumaczom, gdy nie zachowają czujności i na chwilę opuszczą gardę. Zadania nie ułatwiają słowniki angielsko-polskie, które dość skromnie ukazują zakres znaczeniowy.

Jak podaje internetowy Free Dictionary, economy to także „an orderly, functional arrangement of parts; an organized system”. A zatem wcele niekoniecznie „ekonomi(k)a”, „gospodarka”, „oszczędność” czy „gospodarność”, lecz również — uwaga — „ład”, „porządek”, „system”, (przest.) „urządzenie”. A czasami wręcz „system (l. zasady) organizacji życia społecznego”, „ład społeczny”, „organizacja życia społecznego”, „państwowość”, „ład społeczno-polityczny”, „ustrój społeczny”.

Słownik Webstera podaje m.in. definicję „the system of arrangement or mode of operation or functioning of anything; organization” i podaje przykład the individual’s psychic economy, co po polsku można oddać jako „organizacja psychiczna jednostki”. Inna definicja z tegoż źródła: „the body of an animal or plant as an organized whole”, np. disorganizing wide segments of the body economy, gdzie body economy znaczy tyle co „ustrój”, czyli organizm zwierzęcy bądź roślinny, czy też „ustrój żywy”.

We wstępie do gruntownie zredagowanego tłumaczenia książki Darwina O powstawaniu gatunków (WUW, 2020) prof. January Weiner pisze (s. XIV):
Darwin bardzo często używa wyrażenia economy of nature i — rzadziej — polity of nature. Economy to gospodarka, polity możne znaczyć „ustrój” albo „państwo”, „system rządów”; chodzi zatem o „gospodarkę przyrody” lub „państwo przyrody”. 
Słowa mają to do siebie, że kryją zazwyczaj więcej niż jedno znaczenie, nieraz cały wachlarz. Polisemiczny wyraz economy oznacza nie tylko gospodarkę. A swoją drogą czemu nie wybrano np. „oszczędności (albo gospodarności) przyrody”, tylko uczepiono się akurat gospodarki? Równie dobrze (a może raczej: równie źle) można się było przecież zafiksować na innym znaczeniu.

W słynnym dziele Darwina rzeczony związek wyrazowy występuje kilkukrotnie. W tłumaczeniu Dicksteina i Nusbauma (Vis-à-vis Etiuda, Kraków 2020, s. 445, 454, 542, 548, 614) zawsze pojawia się nieszczęsna „gospodarka przyrody”, z wyjątkiem pierwszego wystąpienia, gdzie termin ten oddano równie niefortunnym ekwiwalentem „ekonomika przyrody” (s. 89). Nie pomogła w tym względzie rewizja przekładu dokonana przez Joannę Popiołek i Małgorzatę Yamazaki: panie, zapewne pod wpływem i nadzorem prof. Weinera, który napisał rzeczony wstęp, wszędzie powielały „gospodarkę przyrody” (WUW, s. 72, 104, 300, 308, 384, 389, 433), a nawet przerobiły na nią ekonomikę (s. 60).
 
A zatem cóż takiego oznacza w tym kontekście termin economy of nature? Darwin ma na myśli zwyczajnie „porządek przyrodniczy”, w przypadku zaś polity of nature — „ustrój przyrody”. To, że Dickstein i Nusbaum uparli się przy gospodarce, nie oznacza, że przy rewizji przekładu koniecznie musimy kopiować ich rozwiązanie translatorskie jako rzekomo kanoniczne i nienaruszalne, mimo że właśnie tym tłumaczom zawdzięczamy takie polskie terminy, jak „walka o byt” czy „dobór naturalny”.

Z economy w jeszcze innym znaczeniu można się zetknąć w kontekstach religijnych. Weźmy na przykład książkę The Desire of Ages**, napisaną pod koniec XIX wieku, w której czytamy (w nawiasach podaję numery stron):
  • The philosophers endeavored to study into the mystery of the Hebrew economy. (31)

  • But One greater than Moses lay in the priest’s arms; and when he enrolled the child’s name, he was enrolling the name of One who was the foundation of the whole Jewish economy. (42)

  • He who was the foundation of the ritual and economy of Israel would be looked upon as its enemy and destroyer. (88)

  • Since the whole ritual economy was symbolical of Christ, it had no value apart from Him. (136)

  • From the promise given to Adam, down through the patriarchal line and the legal economy, heaven’s glorious light made plain the footsteps of the Redeemer. (177)

  • Christ was the cornerstone of the Jewish economy, and of the whole plan of salvation. (521)

  • Christ was standing at the point of transition between two economies and their two great festivals. He, the spotless Lambof God, was about to present Himself as a sin offering, that Hewould thus bring to an end the system of types and ceremonies thatfor four thousand years had pointed to His death. (577)
W każdym z tych miejsc słowo economy oznacza „porządek (system) świątynny, ofiarny, ofiarniczy”, „służbę świątynną”, czyli wszystko to, w czym zamykał się całokształt czynności związanych ze składaniem ofiar w starożytnym Izraelu i co symbolicznie wskazywało na Mesjasza. Niestety, w polskim przekładzie niekoniecznie w każdym z  tych miejsc (prawdę mówiąc w rzadko którym) oddano ten termin jak należy. Możemy m.in. przeczytać o „dwóch ekonomiach” i „tajnikach hebrajskiej ekonomii”. The foundation of the whole Jewish economy przełożono jako „fundament wszystkich dziejów narodu izraelskiego”, co po redakcji w kolejnym wydaniu przybrało nie lepszą postać „fundament całej żydowskiej struktury”. Podobnemu the foundation of the ritual and economy of Israel nadano kształt „fundament religii i gospodarki Izraela”, co w kolejnym wydaniu przerobiono na równie niefortunny „fundament obrzędowości i struktury Izraela”.
 
U tej samej autorki w książce Patriarchs and Prophets*** znajdujemy kolejne zastosowanie tego słowa:
  • (1) The government of Israel was characterized by the most thorough organization, wonderful alike for its completeness and its simplicity. The order so strikingly displayed in the perfection and arrangement of all God’s created works was manifest in the Hebrew economy. God was the center of authority and government, the sovereign of Israel. Moses stood as their visible leader, by God’s appointment, to administer the laws in His name. (234)

  • (2) The work of the gospel, as it widens, requires greater provision to sustain it than was called for anciently; and this makes the law of tithes and offerings of even more urgent necessity now than under the Hebrew economy. (342)

  • (3) The provisions of the sabbatical year and the jubilee would, in a great measure, set right that which during the interval had gone wrong in the social and political economy of the nation. (346)

  • (4) In the Hebrew economy one tenth of the income of the people was set apart to support the public worship of God. (339)
W przykładach nr 1 i 2 economy oznacza mniej więcej tyle co „ład społeczny”, „porządek społeczny”, na upartego „ustrój” czy „państwowość”. W przykładzie nr 3 jest to „ład (l. porządek) społeczno-polityczny” lub „ład (porządek) społeczny i polityczny”.
 
Trudniejszy w interpretacji jest przykład nr 4. Spójrzmy jednak na kontekst. Otóż w rozdziale pojawiają się sformułowania: „But the tithing system did not originate with the Hebrews” i „The system of tithes and offerings was intended to (...)”, a także i szersze nieco sformułowanie „The contributions required of the Hebrews for religious and charitable purposes (...)”. O wsparciu ubogich mówi co prawda kolejny rozdział, ten jednak mimo wszystko obejmuje owe ofiary dla takowych. Jak więc zinterpretować i oddać pojawiające się słowo economy? Nie odnosi się ono wyraźnie do porządku (ładu) społecznego, rozdział mówi bowiem wyraźnie o darach składanych w świątyni w kontekście przede wszystkim darów dla Boga, nie dla biednych, choć dary te zarazem wsparcie potrzebujących obejmowały. Sensownym rozwiązaniem wydaje się zatem użycie sformułowań „system składania darów i ofiar” lub „system świątynny” — obu na tyle pojemnych, że pasują do niego zarówno dary i ofiary idące wyłącznie na cele rytualne, jak i dary i ofiary trafiające, przez świątynię, ostatecznie do ubogich. Polski przekład czasem chybia celu, gdy tłumacz fantazjuje, pisząc o „społecznym i politycznym życiu narodu” jako ekwiwalencie the social and political economy of the nation, lub łamie sobie kark, proponując „gospodarkę Hebrajczyków”, mającą odpowiadać wyrażeniu the Hebrew economy z przykładu nr 4.

Tyle na dzisiaj naszych tłumackich klęsk i śmiesznostek. Do następnego!

PS. Byłbym zapomniał: w znaczeniu religijnym oznacza też economy (za Websterem) „God’s plan or system for the government of the world”, czyli „plan”, od biedy „plan dla świata” (por. polskie „ekonomia zbawienia”, czyli plan zbawienia).

© Paweł Jarosław Kamiński 2021

___________________________

* Stephen King, It, Guild Publishing, London–New York–Sydney–Toronto 1989, s. 20–22.
** Ellen G. White, The Desire of Ages, The Stanborough Press, Grantham 1971.
*** Ellen G. White, Patriarchs and Prophets, Better Living Publications, Silver Spring 2005.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz